Zastanawiacie się jak to jest wstać bez porannej Mszy św o 7? Bez wtóru dmuchania nosa przez Bartka? Trochę inaczej, ale w sumie normalnie.
Jak to jest nie schodzić do Grobu i nie przemykać uliczkami Jerozolimy? Też normalnie.
I to jest nasza codzienność do której wróciliśmy, ale w której musimy na nowo się odnaleźć. Bo pozornie na zewnątrz nie zmieniło się nic, ale zmieniliśmy się my. W środku. I myślę że to uczucie towarzyszy nie tylko mi, ale każdemu członkowi jerozolimskiej ekipy. I to do Was i dla Was w szczególności piszę dzisiaj tego posta.
Nasze rodziny już wiedzą, że wszystko z nami w porządku. Dojechaliśmy bezpiecznie, cali i zdrowi, więc posta dedykuję już tylko nam :)
Może kilka niesamowicie precyzyjnych danych i statystyk na początek. Na wyjeździe było:
- dużo gorącego słońca
- kupa śmiechu
- ogrom białego kurzu
- wuchta pracy i zwiedzania
- 8 bolących od śmiechu brzuchów i roześmianych twarzy
- 16 wychodzonych do granic możliwości stóp
- pęk spracowanych dłoni
- i spora grupa nowopoznanych osób
Do tego:
- 1 Baaaaaartek, który jak prawdziwy pasterz przeniósł nas na swoich ramionach przez cały wyjazd
- 1 Kasia, która obrzynała ściany śpiewająco
- 1 Kamila, która ożywiała te ściany za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
- 1 KLaudia, która matkowała, a sama czasem na twardy grunt upadała
- 1 Tomek, który dzielnie stróżował tyły gdy wchodziliśmy oliwkowym gajem
- 1 Wojtek, który umiał wykonać wszystkie prace w tempie szybszym od biegu
- 1 Oskar, który chorób (kucharskich) nie lubi, więc załatwił nam ubezpieczenie
I nie umiem napisać podziękowań, które oddałby całą wdzięczność, jaką czuję do każdego z Was z osobna.
Dlatego podziękuję Bogu, który nas prowadził, rano i wieczorem, w dzień i w nocy, codziennie. Załatwiał opokę i zmiękczał serca straży granicznej. Prowadził nas za rękę ścieżkami swojego Syna.
Dziękuję Ci Boże za doświadczenie Jerozolimy. I choć została już teraz za nami, czekamy na tą niebieską, którą chcemy szerzyć z Twoją pomocą w naszym otoczeniu, zgodnie z naszymi powołaniami. Dziekuję Ci, że chociaż nie ma już w okół nas miasta gęsto i ściśle zabudowanego, będę je na pewien sposób widzieć w twarzy Bartka, Kasi, Kamili, Klaudii, Tomka, Wojtka i Oskara, w ich oczach, gdy mrugną porozumiewawczo na żarty i wspomnienia, które rozumiemy tylko my.
Ania